Szach Mat – rzeźbione szachy z drewna

Rozmowa z Łukaszem Wiciarzem

PK: Od jak dawna zajmuje się Pan tworzeniem ręcznie rzeźbionych szachów?

Rzeźbieniem szachów zajmuję się już ponad dwie dekady, natomiast od otwarcia mojej pracowni tutaj w Krakowie minęło niedawno dziesięć lat. Zacząłem uczyć się tego mieszkając w Makowie Podhalańskim. Tam nie miałem takiego warsztatu jak tutaj i rzeźbiłem po prostu w domu – stworzyłem sobie taką małą pracownie na strychu.

PK: Czy Pana przygoda z rzeźbą rozpoczęła się od tworzenia szachów czy na początku to były różnego rodzaju przedmioty?

Jedną z pierwszych rzeczy, które wyrzeźbiłem to taki kot w bucie. To była pierwsza rzecz którą zrobiłem i dlatego też zostawiłem sobie tę rzeźbę na pamiątkę w mojej pracowni. Później robiłem też takie drobne figurki i po jakimś czasie stwierdziłem, że skoro wychodzi mi to całkiem dobrze, to może warto pomyśleć jak przekuć to w bardziej pełnoetatową pracę niż tylko hobby.

PK: Czyli nie zaczęło się od szachów.

Nie, ale pomysł o robieniu szachów przyszedł dość naturalnie. Pochodzę z Makowa Podhalańskiego i w okolicy, w której w tamtym czasie mieszkałem kilku sąsiadów robiło szachy. To jest takie swego rodzaju zagłębie ręcznie struganych szachów. To sprawiło, że widziałem jak robi się takie szachy, jak wygląda proces i jakie narzędzia są do tego potrzebne. W pewnym momencie stwierdziłem, że już trochę tych rzeźb stworzyłem i skoro ludzie z mojego otoczenia takie szachy robią to ja też mogę spróbować. Uznałem, że po prostu spróbuję i zobaczę jak to będzie. Czułem, że dam radę, ale muszę przyznać, że początki były dość trudne.

PK: Mógłby Pan opowiedzieć nam nieco więcej o tych początkach?

Jeszcze zanim przeniosłem się do Krakowa i otworzyłem tutaj swoją pracownie, udało mi się podjąć współpracę z dużym, możliwe, że największym, producentem szachów w Polsce. Wtedy jeszcze nie tworzyłem własnych wzorów. Rzeźbiłem szachy dla tej marki, natomiast były one wcześniej zaprojektowanymi przez kogoś wzorami. Dopiero po jakimś czasie zacząłem projektować i stopniowo wprowadzać własne wzory i modele i sprzedawać szachy, które były już od początku do końca stworzone przeze mnie.

PK: Mając swoje własne wzory, pewnie zaczął Pan myśleć o otwarciu własnej pracowni. Jak wyglądały początki tej pracowni w której dziś rozmawiamy?

Na początku, kiedy otworzyłem pracownie wyglądało to tak, że stał tu tylko jeden stół i nic więcej. Całkowicie pusta pracownia, jeden stół i ja rzeźbiący pośrodku tej pracowni. Czasami ludzie przechodzili i widać było, że zerkają i zastanawiają się o co chodzi, że facet siedzi w pustym pomieszczeniu i coś rzeźbi – musiało to wyglądać nieco dziwnie.

PK: W takim razie sporo się zmieniło, teraz przechodząc obok od razu widać czym się Pan zajmuje.

Tak, to prawda. Obecnie często zdarza się nawet, że ludzie przechodząc obok zerkają do środka i widzą szachy i mnie rzeźbiącego przy wejściu do pracowni. Wtedy czasem mijają drzwi pracowni a po chwili cofają się i znów zaglądają – czasami zaciekawieni wchodzą też do środka.

PK: To czym się Pan zajmuje to dość niecodzienne zajęcie. Mógłby Pan opowiedzieć nieco więcej o tym jak nauczył się Pan tego rzemiosła?

Jestem w zasadzie samoukiem.

W mojej rodzinie kilka innych osób również lubiło zajęcia związane ze sztuką. Mój pradziadek studiował rzeźbę w Wiedniu i później w Polsce, chociaż pracował jako kolejarz, rzeźbił w ramach swojego hobby. Wiem, że miał taki mały warsztat, w którym rzeźbił np. orły, które później umieszczano w urzędach państwowych. Do tej pory można gdzieś na pewno znaleźć w niektórych urzędach czy budynkach straży pożarnej orły jego autorstwa. Mój brat z kolei maluje obrazy. Też lubię malować, ale rzeźbienie zdecydowanie lepiej mi wychodzi.

PK: Wcześniej wspominał Pan że w rodzinnej miejscowości były inne osoby, które się tym zajmowały. Czy wiedzę zdobywał Pan również od nich?

Tak, oczywiście. Dzięki temu też łatwiej było mi zacząć. Miałem możliwość pożyczyć jakieś dłuto albo nauczyć się od nich jak należy je ostrzyć. Ostrzenie dłut okazało się wtedy o wiele bardziej skomplikowane niż sądziłem i to, że mogłem w takich kwestiach czerpać wiedzę od tych ludzi było bardzo pomocne.

PK: Czy rzeźbienie szachów jest czymś czego można w łatwy sposób spróbować?

Tu chyba największą przeszkodą jest jak myślę próg wejścia – przede wszystkim finansowy. To nie są olbrzymie kwoty, natomiast, żeby spróbować musimy skompletować zestaw dłut. Dobrej jakości dłuta do drewna kosztują kilkaset złotych. Ja przykładowo korzystam z ok. siedemnastu takich dłut tworząc jeden komplet szachów. To jest więc chyba największa przeszkoda, bo trzeba zainwestować kilka tysięcy złotych, żeby zobaczyć czy nam się to podoba i czy to ma sens.

PK: Czy sprawia to, że osoby zainteresowane szukają miejsca i osób od których mogą się tego nauczyć?

Tak. Pojawiały się tu u mnie różne osoby zainteresowane i zdarzało mi się prowadzić warsztaty – natomiast na takich warsztatach dla początkujących nikt takiego dłutka nie bierze do ręki. To jest bardzo ostre narzędzie, które w rękach osoby bez doświadczenia jest bardzo niebezpieczne.

PK: Stąd też pewnie wynika charakter postaci mistrza i cecha w zawodach rzemieślniczych, który zapewne pozwala na bardziej kontrolowaną naukę.

Dokładnie. To nie jest coś czego powinno się uczyć mówiąc “weźcie sobie dłuto i spróbujcie, ja wracam za godzinę zobaczyć efekty”.

PK: Czy chciałby się Pan z nami podzielić tym jak wygląda dzień w Pana pracowni?

Zazwyczaj przychodzę tutaj rano z kawą, zapalam po kolei światła, zakładam opaskę na nadgarstek i zastanawiam się co mam do zrobienia. Jeśli mam coś przygotowane z poprzedniego dnia to w tym momencie po prostu siadam do rzeźbienia. Taki dzień, gdzie głównie rzeźbię mija mi bardzo szybko, sam nie wiem kiedy. To jest chyba plus zajmowania się czymś, co sprawia nam przyjemność.

Czasami zdarzają się takie dni kiedy ochoty na pracę jest mniej, albo poprzedniego dnia rzeźbiłem zbyt długo i boli mnie nadgarstek, co bardzo utrudnia pracę. W takich sytuacjach staram się znaleźć inne zajęcie pośród zadań, które muszę wykonać. Przygotowuję wtedy np. szkice i prototypy nowych figurek lub wyklejam kasetki – zawsze jest coś do zrobienia, więc się nie nudzę.

PK: Czy robi też kasetki w których przechowuje się szachy?

Kasetki to bardziej stolarska praca, dlatego sam ich nie zbijam. Natomiast personalizuję je w celu dostosowania do konkretnych projektów.

PK: Wracając do szachów, jak ich rzeźbienie różni się od rzeźbienia innych przedmiotów?

Przede wszystkim kiedy rzeźbimy szachy należy myśleć o całości a nie pojedynczej figurze. Trzeba pamiętać, że to jest cały komplet, który musi być ze sobą spójny. Wizualnie odbiorca od razu musi postrzegać je jako komplet a zarazem rozpoznawać poszczególne figury. Należy pamiętać, że to są jednak szachy, a nie jednie ładna ozdoba – one muszą być nie tylko ciekawe wizualnie, ale też funkcjonalne.

PK: Jak udaje się Panu tworzyć tak wiele zróżnicowanych kompletów, niektóre z nich bardzo nietypowe, w których zawsze bez problemu można rozpoznać wszystkie figury?

Staram się dość dobrze testować nowe modele, które projektuję. Często też robię zdjęcia i dzielę się nimi np. ze znajomymi prosząc ich o ocenę prototypów. Jest to bardzo ważne, żeby czasem zwrócić się do kogoś z zewnątrz, ponieważ patrząc na własne projekty godzinami, często ciężko nam być obiektywnym i spojrzeć na nie okiem klienta.

PK: Jak czasochłonny jest proces tworzenia takiego kompletu?

To zależy głownie od tego, jak bardzo dużo detali się pojawia, bo to przekłada się bardzo na czas pracy. Drugą kwestią jest oczywiście to czy rzeźbię model, który już sobie wypracowałem i który znam czy pracuję nad czymś zupełnie nowym – np. zamówieniem indywidualnym. Tworząc nowe projekty szachów rzeźbi się bardzo powoli, bo trzeba się zastanawiać nad każdym kolejnym krokiem i testować różne podejścia.

Te modele szachów, które robię już od dłuższego czasu, wykonuję o wiele szybciej. Mam już w nich większą wprawę i wiem dokładnie co muszę zrobić. Wtedy zazwyczaj zamiast zaczynać rzeźbienie od drewnianego klocka stosuję też wstępnie wytłoczone kształty na bazie których pracuję, co jest dużym ułatwieniem.

PK: A ile takich wypracowanych już modeli można zrobić w ciągu dnia?

Zdarzyło mi się kiedyś, że zrobiłem chyba pięć lub sześć kompletów w ciągu dnia – to było pilne zamówienie i pracowałem bardzo długo, żeby zdążyć przed terminem. To chyba mój rekord, ale to nie jest realne aby pracować tak na co dzień, nawet gdyby to były dość proste modele. Pamiętam, że wtedy następnego dnia tak bolał mnie nadgarstek, że nie byłem w stanie zrobić chyba nawet jednego kompletu. Teraz unikam takich sytuacji i dbam o to, żeby nie przeciążać nadgarstka, bo to moje narzędzie pracy.

PK: Załóżmy, że ktoś przychodzi do Pana dzisiaj i chce zamówić komplet szachów – jeden z modeli, które już Pan opracował. O jak długim czasie oczekiwania mówimy w takim przypadku?

To zależy od tego na jakim etapie produkcji jestem. Jeśli mam w pracowni wytłoczone drewno do tego konkretnego modelu to zazwyczaj czas oczekiwania wynosi między tygodniem a półtorej tygodnia. Jeśli nie mam wstępnie wytłoczonych elementów to sprawa się komplikuje. W przypadku zamówień indywidualnych, jest to już zupełnie inna sprawa i zdecydowanie dłuższy czas oczekiwania.

PK: Jak w takim razie wygląda praca przy zamówieniach indywidualnych?

Czasem to jest kwestia personalizacji istniejącego już modelu np. poprzez zamianę lub modyfikację jednego rodzaju figury. Teraz pracuję właśnie nad takim zestawem mieszanym, gdzie jedynie figura skoczka zostanie zmieniona z konia na psa rasy schnauzer.

Przy zamówieniach indywidualnych największym wyzwaniem dla mnie jako twórcy jest to aby nie przesadzić z ilością detali i perfekcjonizmem, bo takie projekty można by tak na prawdę dopracowywać bez końca. Tworząc jakiekolwiek przedmioty, czy to rzeźbione szachy, czy obraz czy coś zupełnie innego, trzeba w pewnym momencie podjąć decyzję, że praca jest gotowa.

PK: Klienci mogą Pana odwiedzić w warsztacie i pewnie zadają też wiele pytań odnośnie procesu wytwarzania takich szachów. Czy są jakieś kwestie, które często zaskakują klientów?

Jedną z takich rzeczy, której większość osób nie wie, jest to, że rzeźbiąc takie szachy uprzednio moczę je w wodzie. Niektóre, twardsze odmiany drewna, takie jak drewno dębowe czy czereśniowe zazwyczaj gotuję zanim zacznę w nim rzeźbić. Dzięki temu drewno mięknie i łatwiej jest z nim pracować. Ważne jest aby takie namoczone drewno wysuszyć później w odpowiedniej temperaturze, w innym przypadku pojawią się pęknięcia i praca pójdzie na marne.

Klienci często nie zdają sobie też sprawy z ograniczeń związanych z pracą w materiale, jakim jest drewno. Wielokrotnie proszą o stworzenie projektu na zamówienie, który byłby pełen detali mimo niewielkiego rozmiaru. Wynika to często z tego, że widzą coś w internecie, nie wiedząc jakiej wielkości jest produkt, którego zdjęcie oglądają. Później często okazuje się, że oglądając gdzieś np. 30-centymetrowe figurki byli przekonani, że patrzą na standardowej wielkości szachy.

Inną kwestią, którą często wyjaśniam klientom jest to, jak wielki wpływ na cenę finalnego produktu może mieć wybór konkretnego rodzaju drewna – dzieje się tak nie tylko ze względu na cenę samego surowca, ale również to jak należy z nim pracować i jaki wpływ ma to na czas pracy.

PK: Czy poza drewnem są jeszcze jakieś inne materiały z którymi Pan pracuje lub pracował?

Tak, zaczynam eksperymentować. Stworzyłem na przykład szachy, do produkcji których wykorzystałem żywicę. Myślę o możliwości zrobienia szachów ceramicznych, więc testuję możliwości pracy z gliną. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Czasem pomysły na wykorzystanie nowych materiałów gdzieś tam się pojawiają. Jakiś czas temu spacerując po kamieniołomie, przyszło mi do głowy, żeby spróbować wyrzeźbić coś w kamieniu. Przyniosłem do warsztatu różne kamienie i testowałem co da się z nimi zrobić. Okazało się, jak się pewnie domyślacie, że kamień kamieniowi nierówny. Czasem nic nie wychodziło a czasem całkiem dobrze się w tym materiale rzeźbiło i rzeczywiście podobał mi się efekt. Natomiast póki co to tylko pomysły – nie da się robić wszystkiego na raz. Niestety doba ma ograniczoną liczbę godzin.

PK: Zajmuje się Pan tworzeniem autorskich rzeźbionych szachów od ponad 20 lat. Czy jest coś co się w tym czasie zmieniło?

Zdecydowanie. Przede wszystkim to, że ludzie coraz bardziej cenią sobie fakt, że moje produkty są wykonane ręcznie.

Szachy można też rzeźbić cyfrowo, w sposób bardzo mocno zmechanizowany. Takie cyfrowo rzeźbione szachy mogą mieć bardzo wiele detali. Technologia pozwala dziś na wyprodukowanie figur o bardzo skomplikowanych kształtach, niezależnie od ich wielkości. Natomiast są to produkty wytwarzane masowo, choć w teorii rzeźbione. Wszystkie wyglądają identycznie i nie ma w nich tej autentyczności, która jest nierozłącznie związana z rzemiosłem. W czasach masowej produkcji i wszechobecnych produktów o niskiej jakości, niemal jednorazowych, ludzie coraz bardziej doceniają przedmioty, które są wytwarzane ręcznie. Mam wrażenie, że to co kiedyś zachwycało, będąc wchodzącą dopiero na rynek nową technologią, teraz nieco znudziło się odbiorcom. To duża zmiana. Kiedy zaczynałem rzeźbić szachy było zupełnie inaczej. Wtedy klienci częściej wybierali produkty rzeźbione cyfrowo, teraz wolą wybierać te, które są bardziej niepowtarzalne.

PK: Czym się Pan kieruje jako rzemieślnik?

Dla mnie przede wszystkim istotne jest to, żeby praca sprawiała mi przyjemność.

PK: Mógłby udzielić Pan rady do młodym osobom, które podobnie jak Pan chciałyby zajmować się czymś kreatywnym zawodowo?

Tak, przede wszystkim istotne jest to, żeby się nie poddawać kiedy na początku coś nam nie wychodzi. Wiadomo, że nie jest to przyjemne uczucie kiedy próbujemy i próbujemy i coś się nie udaje. W takich momentach nie można od razu się załamywać i rezygnować z tych prób. Warto być dobrej myśli, czasem to po prostu jest zły dzień lub fakt, że nakładamy na siebie zbyt dużą presję. Zamiast się dołować lepiej zrobić sobie przerwę i pomyśleć “może jutro się uda” i robić, aż wyjdzie. A jeśli faktycznie przez długi czas nam nie wychodzi, to może po prostu warto spróbować czegoś innego.

Do takiej pracy jak moja często trzeba mieć dużo cierpliwości i uporu w dążeniu do tego co chce się osiągnąć. Myślę, że to jest prawdą przy wszystkich twórczych zawodach.

Na pewno nie warto też podchodzić do tego z myślą, że od samego początku będziemy zarabiać na naszej pracy kreatywnej duże pieniądze. Taka praca wymaga najczęściej olbrzymiej ilości poświęconego na nią czasu, i nie od razu przynosi nam zyski. W takich momentach trzeba przypominać sobie samemu dlaczego to robimy.

PK: Na koniec naszej rozmowy, chciałabym zapytać dlaczego według Pana warto wybierać produkty, rzemieślnicze?

Przede wszystkim ze względu na niepowtarzalność. Powiedziałbym, że te przedmioty nie są produkowane a wytwarzane. To jest pewna subtelna różnica, nawet pomiędzy tymi dwoma określeniami. Według mnie, coś co zostało wytworzone powstało raz i drugi taki identyczny przedmiot nie istnieje. Natomiast coś co jest produkowane, kojarzy się raczej z taśmą produkcyjną, powtarzalnym zmechanizowanym procesem którego efektem są takie same finalne produkty.

PK: Czy niektóre są trudniejsze w wykonaniu niż inne?

Każda jest prosta do zrobienia, jeśli wie się jak to zrobić. Tak samo każda jest trudna, kiedy robi się ją po raz pierwszy. Kiedy nie ma się żadnej formy, trzeba kombinować i testować różne rozwiązania.

PK: A czy pan również nosi nakrycia głowy na codzień?

O tak! Jak zawsze jestem pierwszą osobą, która zakłada czapkę gdy zbliża się jesień i ostatnim kto ją zdejmuje gdy przychodzi wiosna.