Od elektryka do złotnika

Rozmowa z Marcinem Czopem

PK: Proszę powiedzieć nam czym się Pan zajmuje i jak to się stało, że wybrał Pan właśnie taki zawód?

Jestem jubilerem i zajmuję się projektowaniem, tworzeniem, a także naprawą biżuterii.

PK: Od jak dawna jest Pan jubilerem?

Od 18 lat. Zawsze lubiłem pracę manualną i odkąd pamiętam ciągnęło mnie właśnie do pracy, w której tworzy się jakieś przedmioty ręcznie. Miałem okazję pracować przy projekcie i wykonaniu kilku pomników. Odlewałem również lampy – część z nich do tej pory znajduje się na krakowskim rynku. Bardzo cieszyło mnie tworzenie przedmiotów. Lubiłem widzieć fizyczne efekty swojej pracy – to było naprawdę super uczucie.

PK: A czy w Pana rodzinie był ktoś, kto zajmował się jakiegoś rodzaju rzemiosłem? Ktoś kto być może Pana zainspirował lub po kim odziedziczył Pan swoje zamiłowanie do pracy manualnej?

Tak, mój tata bardzo dobrze rysował. Mama też tam trochę rysowała. Uważam, że tata był naprawdę dobry, mimo tego, że nie rozwijał tej umiejętności. Moi rodzice mieli inne podejście do życia. Uważali, że trzeba mieć pracę, założyć rodzinę i tak dalej. Poświęcali bardzo czasu dla domu a ich pasje i talenty zeszły na nieco dalszy plan. Ja natomiast czułem, że chcę robić coś więcej. Sam mam rodzinę i dwójkę dzieci, co nie przeszkadza mi to w ciągłym rozwijaniu mojej pasji.

PK: Jak narodził się pomysł na zostanie jubilerem?

W pewnym momencie zobaczyłem ogłoszenie w gazecie. Poszukiwano pomocnika do pracowni jubilerskiej. Od razu tam pojechałem, żeby dowiedzieć się więcej. Dotarłem na miejsce i udało mi się porozmawiać z tamtejszym mistrzem. Nie miałem żadnego doświadczenia, którym mógłbym się wtedy pochwalić. Rozmawialiśmy o tym czym się zajmowałem w tamtym do tamtej pory. Powiedziałem, że nie mam jeszcze doświadczenia z jubilerstwem, ale bardzo chciałbym to robić, no i zgodził się. Przyjął mnie do pracowni i powiedział “siadaj będziesz na początku toczył obrączki” – więc toczyłem. No i tak się to zaczęło

PK: Wspomniał Pan o doświadczeniu technicznym wyniesionym ze szkoły, gdzie się Pan kształcił?

Z wykształcenia jestem elektrykiem. Kończyłem szkołę elektryczną a następnie technikum elektryczne. Później przez jakiś czas zajmowałem się trochę informatyką, montowałem też różne sprzęty. Nie były to żadne rzeczy artystyczne. Później znalazłem kurs grafiki i animacji filmowej, w którym wziąłem udział – to były już kroki w stronę czegoś bardziej twórczego. Na tym etapie, zacząłem też szukać jakiegoś zajęcia, które pozwoliłoby mi działać manualnie – zawodu w którym mógłbym pracować rękami.

PK: I wtedy właśnie pojawiła się ta możliwość nauki pod okiem mistrza?

Tak, dokładnie.

PK: Czyli to było Pana pierwsze doświadczenie w tworzeniu biżuterii?

Nie do końca. To było pierwsze takie profesjonalne doświadczenie oraz pierwsze związane z jubilerstwem. Nieco wcześniej zacząłem robić różnego rodzaju biżuterię dla siebie i znajomych – gdzieś tam czułem, że to mnie ciekawi. Zainteresowanie jubilerstwem zakiełkowało po jakichś targach, w których brałem udział. Kiedy więc pojawiała się możliwość nauki w takiej prawdziwej pracowni wiedziałem, że to jest to.

PK: Jak wyglądała nauka pod okiem mistrza?

Będąc na tej, nazwijmy to praktyce, u mistrza w pracowni, nie podchodziłem do tego w taki sposób, że coś sobie tam ćwiczyłem. Wiedziałem, że chcę, żeby mistrz był ze mnie zadowolony, bo liczyłem na to, że uda mi się zostać na dłużej w jego pracowni. Siadałem, piłowałem i pracowałem tak długo aż efekt mnie zadowalał i był ciekawy. Miałem szczęście, bo trafiłem na takich mistrzów, którzy doceniali to, że miałem zapał do pracy i podejmowałem kolejne próby jeśli coś się nie udawało. Zawsze starałem się wykonać produkt najlepiej jak potrafiłem. To był czas bardzo intensywnej nauki.

PK: Jak długo trwa taki proces nauki?

Tak naprawdę taka nauka to jest proces, który trwa całe życie. On nigdy się nie kończy. Czuję, że wciąż się rozwijam i uczę nowych rzeczy. Kiedy robię jeden pierścionek, w głowie pojawiają się już pomysły na kilka kolejnych. Później siadam i zastanawiam się jak mogę te nowe pomysły zrealizować – szukam rozwiązań i uczę się nowych procesów i technik.

Pamiętam, że po roku spędzonym pod okiem mistrza w tej pierwszej pracowni, myślałem o sobie, że jestem jubilerem. Po dwóch latach tam, czułem, że jestem dobrym jubilerem. Natomiast później przeniosłem się do innej pracowni gdzie proces wyglądał inaczej i wszystko było robione zupełnie od podstaw – wtedy stwierdziłem, że ja wcale wcześniej nie byłem jubilerem. [śmiech].

PK: A kiedy nadszedł moment, aby założyć własną pracownię?

Od początku kiedy zacząłem pierwsze praktyki, miałem już taki swój “własny kąt” gdzie pracowałem i miałem taki swój mały warsztat.

PK: Ten “kąt” pewnie z roku na rok coraz bardziej się rozrastał. Kiedy przerodził się w pracownię w której obecnie jesteśmy?

Jeśli chodzi o przestrzeń otwartą dla klientów, to pierwszym takim miejscem jest właśnie obecna pracownia, która działa od pięciu lat.

PK: Czy może opowiedzieć Pan nieco więcej o tym jak rozwijała się Pana kariera?

Tak jak mówiłem na początku było bardzo intensywnie, dużo się uczyłem i pracowałem zarówno w pracowniach jak i w domu. W pewnym momencie ten proces twórczy nieco spowolnił, ponieważ podjąłem decyzję o założeniu rodziny. W tamtym czasie pracowałem jako jubiler, natomiast nie skupiałem się aż tak na własnych projektach czy poznawaniu nowych technik. Miałem bardziej zwyczajną pracę na “etacie”. Współpracowałem z dużą siecią jubilerską, naprawiając dla nich biżuterię wspólnie z innymi lokalnymi złotnikami i jubilerami. Nie rozwijałem w tamtym czasie własnej marki i nie przyjmowałem klientów. Co prawda od czasu do czasu robiłem jakieś mniejsze projekty personalne, ale to nie było moje podstawowe zajęcie. Trwało to kilka lat. W końcu powiedziałem “dość”, bo czułem, że to nie jest ta droga, którą chcę iść. Postanowiłem wrócić do mojej pierwotnej fascynacji tym rzemiosłem, pracy nad własnymi projektami i odkrywania i doskonalenia nowych technik.

PK: Czy był jakiś taki moment przełomowy w Pana karierze?

Dla mnie przełomowa była obserwacja tego, co dzieje się wokół mnie. Moment kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co chcę robić i kim chcę być. Obserwowałem ludzi wokół mnie i to jak wyglądała ich ścieżka zawodowa. Zrozumiałem, że nie chcę iść tą drogą, że chciałbym czegoś więcej. Dlatego opuściłem tamtą pracownię, aby móc dalej się rozwijać.

PK: Co ma Pan na myśli, mówiąc, że nie chciał robić tego co osoby w Pana otoczeniu?

Nie chciałem tylko handlować biżuterią, chciałem ją tworzyć. Chciałem sprzedawać własne produkty a nie jak wielu jubilerów i złotników przede wszystkim cudze wyroby.

Obecnie, wszystko co sprzedaję to moje własne projekty, które sam realizuje. Jestem odpowiedzialny za cały ten proces, zarówno projektowania jak i tworzenia finalnego produktu. To jest po prostu moje – każdy ten projekt jest dziełem moich rąk.

PK: Skoro ludzie w Pana otoczeniu mieli do tego inne podejście czy był taki moment gdzie zwątpił Pan w to, że jubilerstwo jest tym chce się Pan zajmować?

Nie. Nie było takiego momentu. Od samego początku wiedziałem, że to jest to. Oczywiście czasem bywa lepiej a czasem gorzej, to normalne.

Czasami też zdarzają się tacy klienci, którzy potrafią być dość problemowi, którym nic się nie podoba i szukają problemów tam gdzie ich nie ma. Takie sytuacje potrafią być bardzo uciążliwe i zdecydowanie współpraca z takim klientem nie należy do najprzyjemniejszych. Ale potem wszystko wraca do normy a ja wciąż robię swoje i to mnie cieszy.

PK: Skoro już rozmawiamy o tym, że znalazł Pan swoją drogę i robi Pan to co daje Panu radość, to czy może opowiedzieć nam Pan więcej procesie i produktach, które Pan tworzy?

Przede wszystkim ważna jest dla mnie jakość, tworzę produkty głównie ze złota wysokiej próby oraz kamieni naturalnych. Bardzo ważna jest też dla mnie konstrukcja moich produktów – są zrobione tak aby były trwałe i mogły cieszyć oko przez długie lata.

Jeśli chodzi o złoto to wykorzystuję złoto 14-karatowe i 18-karatowe – to są odpowiednio próby złota 585 (nazywana też próbą 3), czyli najpopularniejsza i najczęściej spotykana w Polsce próba oraz próba 750 (nazywana też próbą 32). Określają one procentową ilość czystego złota w stopie metali– próbę można znaleźć na złotej biżuterii w postaci maleńkich wybitych na niej cyferek.

Nie korzystam z niższych prób złota, ponieważ przy niższych próbach ta zawartość czystego złota wynosi jedynie około 30% procent. Nie tworzę również ze srebra, choć wyjątek stanowią sytuacje gdzie taką biżuterię naprawiam.

PK: Czy tworzy się też biżuterię z czystego złota?

Złoto jest samo w sobie metalem dość miękkim, dlatego też do produkcji biżuterii wykorzystuje się stopy metali. Te dodatkowe metale dodane do złota mają za zadanie utwardzenie struktury takiego stopu.

Kiedy zaczynam pracę nad danym produktem to pierwszym krokiem jest stworzenie stopu złota. Mam w pracowni czyste złoto o próbie 1000 (nazywane też próbą 999,9). Takie złoto mieszam ze srebrem, miedzią dzięki czemu mogę uzyskać różne odcienie między innymi żółty, różowy lub delikatnie wpadający w kolor zielony. Jest również możliwość uzyskania tzw. białego złota poprzez dodanie do czystego złota ligury, czyli specjalnie zaprojektowanego w tym celu stopu, który w połączeniu z czystym złotem, daje nam srebrny kolor.

PK: Czyli to nie jest tak, że Pan dokonuje zakupu już złota konkretnej próby złota?

Nie, te stopy wykonuję sam odpowiednio mieszając i stapiając razem konkretne metale.

PK: A z jakich kamieni korzysta Pan przy produkcji biżuterii?

Korzystam z kamieni naturalnych, bo uważam, że ten świat naturalnych kamieni jest piękny i dla mnie personalnie one są po prostu bardziej wyjątkowe i dodają tej wyjątkowości również biżuterii.

PK: Czy zdarzają się klienci, którzy przychodzą do Pana z prośbą o stworzenie czegoś z wykorzystaniem syntetycznych kamieni?

Tak, zdarzają się takie osoby, ale zazwyczaj staram się opowiedzieć im nieco więcej o różnicach i sugeruję, żeby jednak unikać kamieni syntetycznych. Zdaję sobie sprawę, że są różne powody dla których klienci mogą rozważać wybór syntetyku, choćby kwestie cenowe czy etyczne, dlatego staram się też proponować alternatywne możliwości. Czasami na przykład sugeruję możliwość wyboru białego topazu czy szafiru zamiast diamentu.

PK: Dlaczego uważa Pan, że wybór naturalnych kamieni jest lepszą decyzją?

Myślę, że przede wszystkim problemem jest to, że to nowy rynek, rośnie bardzo szybko. W Indiach na przykład istnieją w wielu miejscach olbrzymie hale produkujące takie laboratoryjne diamenty na olbrzymią skalę. To jest bardzo duży problem zarówno dla środowiska jak i bezpośrednio dla klienta, który biżuterię z takim laboratoryjnym diamentem kupuje.

Naturalne diamenty powstają w procesie przemiany węgla, która trwa przez miliony a nawet miliardy lat, odtworzenie tego procesu w krótkim czasie wymaga wykorzystania olbrzymiej ilości energii*. Oczywiście jest to biznes, więc producent takich diamentów chce ich stworzyć jak najwięcej. Wzrost tej produkcji jest natomiast bardzo problematyczny dla klienta, bo im więcej takich laboratoryjnych diamentów pojawia się na rynku tym niższa jest ich cena. Ze względu na to, że teoretycznie nie różnią się one od naturalnych diamentów – tj. ich skład chemiczny i właściwości są takie same, ich ceny choć niższe, są wciąż dość wysokie. Ponieważ koszty ich produkcji z roku na rok maleją, a na rynku jest ich coraz więcej, takie syntetyczne kamienie mogą bardzo szybko stracić na wartości.

PK: Czy w tej chwili cena zakupu takich syntetycznych kamieni jest wysoka?

Ceny zakupu takich alternatyw dla naturalnych diamentów są nieporównywalnie niższe. Natomiast ceny biżuterii z takimi kamieniami jak tworzony laboratoryjnie diament czy moissanit są bardzo mocno zawyżane.

PK: O jak dużych różnicach mówimy?

Zdarzył mi się taki klient, który rozważał zakup pierścionka z moissanitem i kiedy dowiedział się ode mnie, że koszt zakupu takiego kamienia od producenta to około 100 złotych był w wielkim szoku. W znanych salonach jubilerskich, które odwiedził, cena pierścionków z tym kamieniem oscylowała w granicach 10-12 tysięcy złotych.

W mojej ocenie to jest po prostu taka droga cyrkonia.

PK: Czy są jakieś różnice między kamieniami naturalnymi a tymi stworzonymi w laboratorium?

Proces tworzenia syntetycznych kamieniu jest krótki. Odpowiada temu jak ten proces wygląda w naturze, więc ich twardość i wytrzymałość się nie różni.

Dla mnie różnicą jest to, że te kamienie nie są efektem zachodzących w naturze procesów tylko są właśnie wyhodowane w laboratorium. W mojej ocenie wartością naturalnych kamieni jest to, że to jest naturalne, że one pochodzą z naszej Ziemi.

PK: Wybór naturalnych kamieni takich jak diamenty, wiąże się jednak z wysoką ceną. Skąd wiemy, że kamień za który płacimy jest prawdziwy i wart swojej ceny?

Takie kamienie mają certyfikaty wystawiane przez gemologów i wraz ze sprzedażą kamienia istnieje możliwość przekazania takiego certyfikatu. To oznacza, że ja zamawiając kamienie od dostawców, dostaję taki certyfikat i mogę go następnie przekazać klientowi. Takie certyfikaty wystawia się zazwyczaj dla większych, droższych kamieni. Można też przekazać mniejszy, nie posiadający certyfikatu produkt do gemologa, który potwierdzi jego autentyczność i taki certyfikat wystawi.

PK: Często słyszy się określenie “krwawe diamenty” nawiązujące do często nieetycznego sposobu ich pozyskiwania? Zwraca Pan uwagę na to skąd pochodzą kamienie, które Pan wykorzystuje?

Tak, zwracam na to uwagę i kupuję diamenty jedynie od zaufanych dostawców, którzy zaopatrują się w te kamienie u konkretnych sprzedawców w Belgijskiej Antwerpii.

PK: Te kamienie trafiają do Pana już oszlifowane. Może nam Pan opowiedzieć jak taki surowy diament zyskuje tę oszlifowaną formę, którą wszyscy znamy?

Naturalne diamenty wydobywa się ze skał i ziemi, są to takie bryłki o nieregularnych kształtach. Aby wstawić taki kamień do oprawy, szlifuje się go aby nadać mu odpowiedni kształt. Szlifowanie może przebiegać zarówno ręcznie jak i w sposób zautomatyzowany, przy pomocy maszyn. To jest etap w którym nadaje się diamentom fasety i wydobywa z nich blask.

Dawniej ten proces wyglądał tak, że szlify były zależne od naturalnego kształtu kamienia – szlifowało się w taki sposób, aby wykorzystać możliwie największą jego część. Teraz istnieją standardowe szlify, na przykład popularny szlif brylantowy. Czasami słyszy się, że ktoś stosuje słowa “diament” i “brylant” wymiennie. Brylant to nie jakikolwiek diament, a konkretnie taki, który został wykończony szlifem brylantowym. Nic innego nie może nazwać się brylantem, bo to jest jest nazwa własna dla diamentów o tym konkretnym szlifie.

Ja osobiście od tych nowych, standardowych w tych czasach szlifów, preferuję te bardziej tradycyjne, które tak jak mówiłem były dopasowywane do naturalnego kształtu kamienia. Nowe szlify są według mnie zbyt perfekcyjne, wszystkie mają idealną proporcję i wyglądają tak samo. Tradycyjne szlify, przez to, że są tworzone indywidualnie dla konkretnego diamentu, dają taki efekt, który jest mniej usystematyzowany. Dla mnie one są bardziej wyjątkowe, bo nie są perfekcyjne i każdy opowiada jakąś inną historię.

PK: Do tej pory dużo mówimy o diamentach, czyli produkcie bardzo luksusowym i przez co również bardzo drogim. Czy możemy porozmawiać o zakresie cenowym produktów które można u Pana zamówić?

Wszystko zależy od tego jak skomplikowany jest taki produkt. Jeśli mówimy o takim produkcie jak na przykład minimalistyczne, tradycyjne obrączki to cena stworzenia takich obrączek opiera się na cenie ilości złota, która została zużyta oraz koszcie ich wykonania, który przy takim prostym projekcie wynosi obecnie około 1000 złotych.

W przypadku obrączek, wychodząc z założenia, że jest projekt, który nie ma wzorów, oprawy czy dużej ilości kamieni, uznałem, że jest to fajny system, który jest przyjazny zarówno dla mnie jak i dla klienta.

Jeśli chodzi o inne projekty to mam taką kolekcję produktów, które są już gotowe i ich cena jest znana. Natomiast przy projektach indywidualnych oczywiście ta cena jest wyższa, ponieważ muszę taki produkt zaprojektować i stworzyć od samego początku, więc ten proces jest też zdecydowanie dłuższy. Jeśli projekt jest bardzo prosty, to czasami, to taka najniższa realna kwota za wszystko – jego wykonanie oraz wykorzystane surowce, zaczyna się od 1500 złotych.

PK: Skoro mówimy o zamówieniach indywidualnych, wróćmy do tego jak wygląda proces ich wykonania.

Jeśli klient składa zamówienie indywidualne, to najpierw przygotowuję projekt takiego produktu. Kiedy już przechodzę do produkcji, przygotowuję odpowiedni stop metali i zaczynam pracę, która pozwoli mi uzyskać odpowiedni kształt.

Materiał jest walcowany w celu utwardzenia jego struktury a następnie zwijany. Żeby zwinąć taki metal, który został wcześniej utwardzony, należy go rozżarzyć – doprowadzamy go do czerwoności, do momentu kiedy staje się bardziej miękki i plastyczny.

Następnie łączymy różne elementy. Ważne jest aby przed lutowaniem oczyścić metal, ponieważ podczas podgrzewania, na jego powierzchni powstają tlenki, które mogą uniemożliwić nam połączenie elementów. W celu ich usunięcia stosowany jest w tym etapie specjalny płyn, o nazwie “lutówka” – dzięki niemu możemy oczyścić powierzchnię metalu z tych tlenków. Kolor lutu jest dobierany odpowiednio do koloru metalu, tak, żeby miejsce łączenia było jak najmniej widoczne. Ciekawostką jest to, że popularne salony promują tak zwane “bezszwowe obrączki”, których zaletą, ma być to, że nie pękają. W tych komunikatach sugeruje się, że tworzone tradycyjną metodą obrączki są gorsze i mogą pękać, ale nigdy nie słyszałem, żeby komuś obrączka wykonana metodą tradycyjną pękła.

Kiedy mamy już dobrany kolor lutu oraz oczyszczone złoto, zabieramy się za lutowanie. Ten lut, którego używamy płynie tam, gdzie jest najcieplej, więc należy nagrzewać szczelinę, między elementami które łączymy, tak aby uzyskać mocne złączenie.

Następne etapy polegają na wyrównaniu metalu specjalnym młotkiem oraz piłowanie. Po piłowaniu, powierzchnia metalu jest wyrównywana papierem ściernym o drobnej gradacji, tak żeby była płaska i gładka. To jest taki sam proces jaki wykonuje się przy odnawianiu obrączek.

Klienci pytają czasem czy warto odnawiać obrączki jeśli są np. porysowane. Oczywiście można dokonać takiego odświeżenia, natomiast należy pamiętać, że ono polega na zeszlifowaniu powstałych na powierzchni rys. To oznacza, że tego złota w obrączce nam ubywa. Po odświeżaniu takiej obrączki, pozbawiamy się jednak twardszej warstwy złota, co sprawia, że będzie bardziej podatna na rysy.

Wykończenie papierem ściernym jest ostatnim etapem mojej pracy. Oczywiście jeśli mówimy o biżuterii gdzie pojawiają się kamienie, to jest to jeszcze jeden dodatkowy etap w którym należy je oprawić.

PK: Mówi Pan, że obrączki po odnawianiu stają się bardziej podatne na zarysowania. Dlaczego?

Obrączka ze względu na to, że ma się ją cały czas na palcu, uderza i obija się o różne przedmioty. To sprawia, że zewnętrzna warstwa złota w pewnym stopniu się uklepuje. Dlatego też, na początku widać te rysy bardziej i pojawia się ich więcej, a z czasem one stają się mniej widoczne a nowe nie pojawiają się tak często. Kiedy odnawiamy taką obrączkę, pozbawiamy się ubitej już warstwy złota, co sprawia, że będzie bardziej podatna na rysy.

PK: Czy w jakiś sposób dzieli się Pan z ludźmi tym jak wygląda ten proces?

Często fotografuję proces. Kiedy pracuję nad projektami obrączek na zamówienie robię na przykład zdjęcia polaroidem na których można zobaczyć cały proces ich powstawania krok po kroku. Takie zdjęcia dołączam później do zamówienia, jako pamiątkę dla klientów – to jest taki moment gdzie ludzie zawsze robią “wow”, bo to jednak jest coś wyjątkowego.

Widzę, że to też sprawia, ze ludzie bardziej cenią przedmioty i ich wyjątkowość, kiedy mogą zobaczyć ten proces. Jeśli tego nie pokazujemy to klient nie wie czym proces tworzenia takiej obrączki przeze mnie różni się od tego, jak produkuje się te kupione w dużym sieciowym sklepie jubilerskim. Osobiście uważam, że przedmioty wykonane ręcznie, zawsze są inne i w jakiś sposób przyjemniejsze w dotyku.

PK: Czy jest coś takiego, co dla Pana jako jubilera jest oczywiste a często zaskakuje wielu klientów?

Często zaskoczeniem jest, że diament diamentowi nie równy. To jest prawdziwe stwierdzenie dla wszystkich kamieni, natomiast szczególnie jeśli mówimy o tych bardzo drogich kamieniach szlachetnych to klienci, często nie zdają sobie sprawy jak ich jakość może się od siebie różnić.

Bardzo często kamienie są w jakiś sposób poprawiane, można powiedzieć, że jakby “retuszowane” w taki sposób, aby wyglądały lepiej wizualnie. To oznacza, że możemy mieć kamień, który po wydobyciu okazał się być dość kiepskiej jakości, przykładowo był zanieczyszczony różnymi substancjami – taki kamień może być później na różne sposoby poprawiany aby zbliżyć jego wygląd do kamieni lepszej jakości. Jest to popularna praktyka w wielu wielkich salonach i największym problemem jest to, że klient może nie zdawać sobie z tego sprawy. Te informacje zazwyczaj nie są nigdzie podawane. Myślę, że to nie jest w porządku względem klienta, który nie do końca jest świadomy tego co kupuje.

PK: W jaki sposób “poprawia” się takie kamienie?

Poprawia się na przykład ich kolor, czasami nawet maluje, wypełnia szkłem w celu pozornego poprawienia ich przejrzystości, czyli jednego z wyznaczników dobrej jakości diamentów. Taki diament może zostać następnie oszlifowany i sprzedawany w bardzo wysokiej cenie, podobnej lub takiej samej jak te niepoprawiane. Takie same “poprawki” są również wykonywane na innych kamieniach szlachetnych takich jak rubin lub szafir.

PK: Ma pan duże doświadczenie, prawie 20 lat pracy w zawodzie. Czy na przestrzeni tych lat widzi Pan jakieś zmiany?

Widzę, że ten zawód umiera. To jest bardzo smutne. Jest bardzo mało osób, które zajmują się tym i jeszcze mniej osób, które są w stanie uczyć swoich potencjalnych następców.

Kiedy ja byłem na praktyce u mojego drugiego mistrza, on powiedział mi, że jestem ostatnią osobą, którą chciał przyjąć i rzeczywiście później przez bardzo długi czas nie miał żadnych uczniów. W pewnym momencie powstała szkoła o profilu jubilerskim i wiem, że wtedy również on, mój mistrz, znów zaczął przyjmować uczniów aby pomóc tej szkole i całemu cechowi rzemieślniczemu. Niestety jest bardzo mało pracowni, które chcą przyjmować uczniów.

Podejście uczniów również zmieniło się na przestrzeni lat. Teraz jest bardzo, jest duży kłopot, żeby ktoś przyszedł, usiadł i chciał po prostu zacząć pracować. Często słyszę, że przychodzą młodzi i oni chcą być dizajnerami od razu, nie mając podstaw i nie wiedząc jak pracować z tym materiałem. Ja osobiście w tej chwili nie mam możliwości przyjęcia żadnego ucznia, natomiast chciałbym nawiązać współpracę z cechem i działać w tej kwestii.

Bardzo zmienia się też rynek i zmieniają się jubilerzy.

PK: A jakie są takie przykładowe zmiany na rynku?

Co roku tak naprawdę pojawia się coś nowego. W ostatnich latach taką chyba największą nowością na tym runku było pojawienie się NFT i powiem szczerze, że też mnie to zaciekawiło i chciałbym spróbować wyjść z moimi produktami również w tę strefę. Nie kryptowalut ale właśnie NFT. Pojawiają się też różne techniki wytwarzania elementów, w obecnych czasach używa się bardzo często drukarek 3D. Myślę, że ważne jest, żeby wiedzieć o takich zmianach i rozumieć te nowe technologie, w innym przypadku ciężko jest utrzymać się na ryku.

Oczywiście konieczna jest też chęć rozwijania się, szukania tych rzeczy, poznawania nowych ludzi, żeby być częścią takiej społeczności w której można powiedzieć “ta biżuteria żyje”. Moim zdaniem jeśli ktoś zamyka się na nowości i rozwój to będzie tak robił wciąż to samo, aż w pewnym momencie to czego chce klient, zmieni się na tyle, że taki człowiek straci klientów i zamknie swój warsztat.

To jest mój sposób na życie, moja praca, ale ja nie chcę aby to stało się po prostu “klepaniem” tego samego, przez kilkadziesiąt lat jedynie dlatego, że musimy mieć za co zapłacić rachunki. Wierzę, że to powinno być coś co cieszy, sprawia, że że chce się tworzyć, próbować nowych rzeczy. W innym przypadku to staje się po prostu ciężarem i obowiązkiem.

PK: A jak zmienił się klient?

Dziś ludzie chcą, żeby to wyglądało tak, że klikną “kup teraz” i tyle. Jest naprawdę garstka klientów, którzy chodzą i szukają czegoś wyjątkowego i są też skłonni poczekać dłużej na wykonanie takiego przedmiotu. Zdecydowana większość chce szybko dokonać zakupu i mieć to z głowy – nie myślą o tym co stanie się z takim przedmiotem, czy po krótkim czasie się popsuje czy nie. Ciekawe jest też to, że ludzie idąc do dużych znanych sklepów sądzą, że dostają produkty wysokiej jakości a to niestety nie zawsze jest prawda.

PK: Myśli Pan, że można w jakiś sposób zapobiec temu, że rzemiosło zanika, na przykład próbując budować większą świadomość jego wartości wśród klientów?

Widzę światło w tunelu. Od jakiegoś czasu działam z cechem, nawet ostatnio dostałem odznakę od za działania na rzecz rzemiosła. Będziemy wspólnie z cechem chcieli działać, żeby trafić do tych młodych ludzi, którzy chcieliby zobaczyć jak wygląda taka praca. Chcemy zaciekawić ich tym, zachęcić i ułatwić możliwość spróbowania oraz nauki tego rzemiosła. Jako społeczeństwo jesteśmy niestety w obecnych czasach bardzo niecierpliwi i często ludzie widzą coś w internecie i oni są zainteresowani, chcą spróbować i próbują ale bardzo szybko się zniechęcają, bo coś im nie wychodzi. Chcemy wspierać takich ludzi, pokazać im, że nie warto się poddawać, że to jest proces i na początku trzeba po prostu siedzieć i pracować. Chcemy sprawić, żeby oni przychodzili, próbowali a my im wszystko pokażemy.

Taka społeczność jest też bardzo ważna. Kiedy ja zaczynałem, to złotnicy czy jubilerzy to byli bardzo często ludzie o wiele starsi ode mnie. Byli bardzo dobrzy w tym co robili, ale nie do końca otwarci na dzielenie się swoją wiedzą czy pomysłami. Na początku mojej drogi sam czasami pytałem różnych ludzi o pewne rzeczy ale oni nie chcieli o tym rozmawiać czy pokazywać swoich projektów. Często mówili też “po co będziesz to robił” albo “nikt tego nie kupi” – to nie było zbyt motywujące.

Ja chcę to zmienić, chcę inspirować młodych ludzi, chcę, żeby oni mogli w łatwy sposób zdobywać te informacje, które mi trudno było znaleźć – żeby po prostu było im łatwiej. Moim marzeniem jest też, żeby rzemieślnicy tworzyli taką pełną życia społeczność, żeby chętnie wymieniali się pomysłami, wspierali siebie nawzajem i pokazywali światu co robią.

PK: Czyli jest Pan otwarty na przekazywanie swojej wiedzy młodym ludziom?

Jak najbardziej. Jeśli tylko mam taką możliwość to chętnie pomagam – była u mnie jedna dziewczyna, która tworzyła własny projekt i nie miała gdzie go dokończyć i umówiliśmy się tak, że pracowała nam tym projektem w mojej pracowni. Później też czasami przychodziła i pokazywała mi jakieś inne projekty i zawsze chętnie doradzałem i starałem się pomóc jeśli miała jakieś pytania. Wiem z własnego doświadczenia, że czasem nie wie się jak rozwiązać jakiś problem i to, że ma się świadomość, że można kogoś zapytać o to jest bardzo pomocna.

Jeśli ktoś chce o coś zapytać, potrzebuje jakiejś rady czy informacji, to można się do mnie po prostu odezwać. Jestem na to bardzo otwarty i chętnie pomogę. W chwili obecnej niestety nie mogę przyjąć nikogo na stałe do swojej przestrzeni, natomiast jak tylko będę miał możliwość, będę również tutaj zapraszać.

PK: Czy ma Pan jakieś rady dla młodych twórców?

Mam jedną radę: Robić, robić, robić. Trzeba działać, spełniać się, robić to co się czuje i nie przejmować się opiniami innych.

Tworzenie własnych produktów to jest nieustający proces, lata zdobywania i szlifowania umiejętności. Im dłużej w takim procesie wytrzymamy, tym lepsze i ciekawsze będą efekty, dlatego warto się nie poddawać.

PK: Czym się Pan kieruje w swojej pracy, czy ma Pan jakieś motto?

“Rób zawsze jak dla siebie” – tego też nauczyli mnie moi mistrzowie i tym się zawsze kieruje w swojej pracy. Uważam, że jeśli ja będę zadowolony z efektu końcowego, to również klientowi taki produkt będzie się podobać i klient będzie zadowolony.

PK: Dlaczego warto wybierać produkty rzemieślnicze?

Zawsze warto wybierać produkty rzemieślnicze pochodzące z niewielkich lokalnych pracowni. Dzięki temu możemy wspierać tych twórców oraz ich rozwój, ale także przyczyniać się do powstawanie pięknych i niepowtarzalnych produktów, wytwarzanych w niewielkich ilościach, na małym obszarze danego kraju.