Z miłości do papieru

Rozmowa Magdaleną Konik-Machulską

PK: Może zaczniemy od początku. Czy możesz opowiedzieć, jak powstali Papierniczeni?

Kilkanaście lat temu prowadziłam studio graficzne, zatrudniałam dwie osoby, to było takie nieduże studio. Zajmowaliśmy się projektowaniem graficznym i najbardziej cieszyły mnie projekty związane z drukiem – projektowanie książek, katalogów, publikacji, ogólnie rzeczy, które miały później fizyczną formę.

Ta praca pozwoliła mi też zdobyć sporo doświadczenia w kontakcie z drukarniami, nabyłam technicznych umiejętności. Nauczyłam się wtedy, jak pracować z papierem oraz jak sporządzić specyfikację dla projektu takiej właśnie książki czy publikacji.

Pamiętam, że wtedy bardzo marzyłam o tym, żeby stworzyć koncept własnego produktu – a zawsze miałam totalnego bzika na punkcie notesów, zeszytów i artykułów papierniczych. Więc to wszystko po prostu jakoś tak naturalnie się połączyło. Zapragnęłam wprowadzić na polski rynek piękne artykuły papiernicze i tak powstali Papierniczeni.

Na początku to był poboczny projekt obok działalności w ramach studia graficznego. Zaczęliśmy od tworzenia i sprzedawania produktów na mniejszą skalę, a po dwóch latach przerodziło się to w zasadzie w nasz główny projekt i rodzinną firmę.

PK: Ile lat minęło od powstania Papierniczonych? 

W tym roku obchodzimy nasze dziesięciolecie.

PK: W takim razie gratulujemy Wam okrągłej rocznicy! Powiedziałaś, że Papierniczeni powstali jako projekt poboczny wobec studia graficznego, które prowadziłaś. Czy z wykształcenia jesteś projektantką graficzną?

Jestem samouczką – by użyć feminatywu. Studiowałam informatykę i wspominam jej studiowanie jako coś bardzo „nie mojego”. Wiem, że dla wielu osób czasy studiów są bardzo przyjemnym okresem w życiu, ale w moim przypadku było inaczej. Dla mnie to było coś nietrafionego i zupełnie nie chciałam rozwijać się w kierunku informatyki. Zaczęłam sama uczyć się projektowania i tak znalazłam swoją ścieżkę. To działo się piętnaście lat temu, więc trzeba było trochę zawalczyć o te umiejętności, bo w internecie nie było tak wielu materiałów edukacyjnych jak teraz. Mimo to udało mi się zebrać wiedzę z zakresu typografii, poligrafii, DTP, przygotowywania do druku.

Sporo nauczyłam się też w praktyce, na przykład w zakresie sztuki introligatorskiej. Jedną z moich metod nauki było rozbieranie książek na czynniki pierwsze. Po prostu rozpruwałam oprawy, żeby zobaczyć, jak książka jest skonstruowana – bardzo dużo się wtedy nauczyłam.

Szukałam też możliwości rozwoju, dołączając do różnych kursów i szkoleń. Bardzo dobrze wspominam kilkudniowe warsztaty w Lublinie, organizowane przez Dom Słów w ramach konferencji TypoLub. Miałam wtedy styczność z ludźmi, którzy pracowali jako introligatorzy, i poznałam pracę introligatorni od środka. Dowiedziałam się sporo o działaniu tradycyjnych drukarni-introligatorni, gdzie używa się fizycznych czcionek, pras drukarskich i innych ciężkich maszyn.

Projektując pierwsze notesy dla Papierniczonych, działaliśmy metodą prób i błędów. Na początku bywało, że coś rozpadało się podczas użytkowania. Kiedy projektowaliśmy nowe produkty, czasami wydawało się, że wszystko jest w porządku, a dopiero później, testując produkt, zauważaliśmy błędy i problemy. Wtedy okazywało się, co powinniśmy zmienić lub poprawić. Testowanie produktów jest bardzo ważną częścią naszego procesu projektowego.

PK: Wróćmy jeszcze do Twojego wykształcenia – informatyka jest często postrzegana jako kierunek, który gwarantuje sukces zawodowy. Czy spotkałaś się z negatywnymi reakcjami lub zdziwieniem, kiedy wyszło na jaw, że chcesz porzucić ten zawód i zająć się tworzeniem notesów?

Na pewno fakt, że najpierw zajmowałam się projektowaniem graficznym, sprawił, że ta zmiana kariery była nieco bardziej płynna i być może mniej niespodziewana.

Na początku moi bliscy byli pewnie nieco zaniepokojeni. Moja ścieżka zawodowa bynajmniej nie była taką, o jakiej marzyli. Myślę, że nie zdawali sobie sprawy, że rzemiosło powraca, że można oprzeć biznes na swojej pasji i w ten sposób zarabiać, więc po prostu się martwili. Mój tata dopiero niedawno zrozumiał, czym się tak naprawdę zajmuję, i zaczął to doceniać. 

PK: Czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej o pierwszych produktach, które stworzyliście jako Papierniczeni? 

Pierwsze były notesy, co jest może nieco zaskakujące, bo obecnie to planery i kalendarze są naszym podstawowym produktem i to ich sprzedajmy najwięcej. Osobiście nigdy nie byłam użytkowniczką planerów ani kalendarzy i dla mnie takim podstawowym produktem był właśnie notes.

Pierwszym, absolutnie pierwszym stworzonym przez nas produktem był notes, który nazwaliśmy „Felefele”. Bardzo fikuśny, bo pamiętam, że wychodziłam wtedy z założenia, że to powinno być coś kreatywnego i wymyślnego – coś, co zaskoczy klientów. Teraz zupełnie w inny sposób myślę o projektowaniu produktów. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że ten produkt był absolutnie przekombinowany [śmiech]. Bardzo dobrze go wspominam, ale po prostu działo się tam zbyt dużo – chciałam połączyć w jeden przedmiot milion różnych pomysłów. Pamiętam, że pół notesu miało kartki białe, a druga połowa była kolorowa. Notes miał też specyficzną oprawę, z wycięciem, grzbiet był odsłonięty i tak dalej [śmiech]. Ale dało się w nim pisać – nie rozpadał się. I to był nasz pierwszy produkt.

PK: Jak wygląda tworzenie Waszych produktów obecnie?

W tej chwili mamy już duże doświadczenie i wypuszczamy określone serie kalendarzy i notesów, które od czasu do czasu się zmieniają. Tworzymy produkty z pasji i miłości do papieru, dlatego wszystko, co robimy, jest dopieszczone w każdym detalu – i myślę, że to jest odczuwalne podczas  użytkowania naszych produktów. Wszystkie są bardzo dobrze przemyślane. Każdy drobny element podlega planowaniu i testowaniu, dlatego też praca nad nowymi modelami jest bardzo czasochłonna. Spędzamy wiele godzin na poszukiwaniu odpowiedniego papieru i płótna oraz właściwym dobieraniu połączeń kolorystycznych – i wierzymy, że nasi klienci to doceniają.

Obecnie mamy również przestrzeń do produkcji na dużo większą skalę. Miejsce, w którym znajduje się nasz sklep w Krakowie, jest również naszym biurem i pracownią, gdzie powstają wszystkie produkty. Przyjmujemy tu również dostawy, dokonujemy kontroli jakości półproduktów, z których korzystamy, i pakujemy zamówienia złożone w naszym sklepie internetowym. Choć muszę przyznać, że czasem zaczyna już nam brakować miejsca – szczególnie w sezonie.

PK: Prawdziwe centrum dowodzenia! A jaki okres jest dla Was najgorętszym sezonem sprzedażowym?

Najważniejsze miesiące to dla nas listopad i grudzień, czyli czas, kiedy klienci kupują nowe kalendarze i planery oraz szukają prezentów dla swoich bliskich. Nasza działalność jest więc bardzo zależna od sezonu.

PK: Nie jesteście dużym zespołem. Jak udaje Wam się organizować pracę przed wspomnianym okresem największej sprzedaży?

W tym roku dołączą do naszego zespołu trzy osoby – częściowo również po to, aby wspomóc nas w gorącym sezonie. Większość marek papierniczych po prostu zleca całą produkcję danej drukarni. My wolimy trzymać rękę na pulsie i dbać o jakość na każdym etapie produkcji, dlatego w naszym przypadku jedynymi etapami procesu, jakie zlecamy na zewnątrz, to złocenia oraz wydruk wnętrz do naszych produktów – czyli bloków z zadrukiem. Te etapy wymagają wykorzystania przemysłowych maszyn poligraficznych, których ze względu na ich rozmiary nie mamy w naszej pracowni. Natomiast pozostałe etapy tworzenia naszych produktów dzieją się w naszej pracowni. Jej zespół nie jest duży, więc rozplanowanie i podział pracy są bardzo istotne.

PK: Czy mogłabyś opowiedzieć, jak dokładnie przebiega proces powstawania Waszych produktów?

Nie składamy zeszytów pojedynczo na bazie danego zamówienia. Pracę organizujemy w taki sposób, że w danym tygodniu robimy na przykład sto konkretnych notesów w danym kolorze, a w następnym tygodniu kolejne sto notesów w innym kolorze i tak dalej.

Jeśli chodzi o czas pracy, to w przypadku naszej flagowej serii „klasyk” jest on najdłuższy, ponieważ składa się na niego najwięcej etapów. Wnętrza naszych notesów i kalendarzy, których druk zamawiamy w drukarni, docierają do nas w formie bloków. Z nich w naszych rękach powstaje końcowy produkt. Przede wszystkim zawsze sprawdzamy jakość wszystkich elementów, które wykorzystujemy w procesie. Manualnie sprawdzamy na przykład papier, z którego powstają nasze okładki – każda taka pojedyncza okładka przechodzi przez nasze ręce kilkakrotnie, abyśmy mogli się upewnić, że nie ma żadnych uszkodzeń, zarysowań lub innych defektów. Po wykonaniu nadruków na okładce taka kontrola jakości odbywa się ponownie

Dummy heading – Check if heading is needed or is connected to previous question!

Pierwszym etapem prac po otrzymaniu wydruków z drukarni jest łącznie bloków, które będą stanowić wnętrze zeszytu z okładką. Taka płaska okładka jest najpierw odpowiednio załamywana za pomocą kostki introligatorskiej, a następnie składana. Później okładka i zadrukowany blok są łączone za pomocą kleju, a krawędzie złożonego notesu są docinane w celu ich wyrównania. Po docięciu krawędzi należy wkleić wszystkie tasiemki, które mają znaleźć się wewnątrz naszego klasyka.

Ostatnim, bardzo ważnym i najbardziej czasochłonnym etapem, jest „grzbiecenie”, czyli przyklejanie płótna na grzbiet naszego produktu. Ten proces wymaga bardzo dużej dokładności i staranności, jak również czasu, ponieważ musimy odczekać, aż wszystkie elementy skleją się, a całość wyschnie. Po wyschnięciu nasz produkt jest już gotowy.

Zazwyczaj złożenie takiej partii stu notesów serii „klasyk” trwa około tygodnia.

PK: Czyli seria „klasyk” to jeden z Waszych najbardziej popularnych produktów, prawda?

Tak, ta seria kalendarzy stała się już naszym bestsellerem, co w zasadzie chyba spowodowało, że wciąż istniejemy. Nazwaliśmy ją „klasyk” ze względu na bardzo minimalistyczny, elegancki wygląd w nowoczesnym wydaniu, który sprawia, że kalendarze te są projektem ponadczasowym. Jak wspominałam, to kalendarze z papierową okładką, których grzbiet osłonięty jest płótnem.

Dziś to „klasyk” nie tylko ze względu na nawiązanie do klasyki projektowania i elegancji – to też taki nasz „klasyk”, bo w tym roku będziemy produkować jego ósmą edycję.

PK: Czy to więc produkt, który sprzedajecie najdłużej?

Tak, „klasyk” pozostaje z nami najdłużej. Nazwa tego modelu jest zdecydowanie adekwatna do jego sukcesu. Cieszy nas to, że kalendarz ma stałych odbiorców, a jego fani wracają co roku, żeby się w niego zaopatrzyć. Myślę, że to jest najlepsza rekomendacja i największa nagroda dla nas jako jego twórców.

Muszę przyznać, że jego popularność to też pewnego rodzaju pułapka. Czasami chcielibyśmy coś delikatnie zmienić i odświeżyć, ale czujemy strach przed wprowadzaniem zmian w tym konkretnym produkcie, żeby nie zawieść jego wiernych odbiorców.

PK: Rozmawiałyśmy o procesie tworzenia Waszych notesów – co najbardziej zaskakuje Waszych klientów, kiedy dowiadują się, jak tworzone są produkty Papierniczonych?

Wydaje mi się, że dla każdego najbardziej zaskakujący jest fakt, że wszystkie te produkty powstają w naszym sklepie w Krakowie – w niewielkim pomieszczeniu, które jest naszą pracownią.

PK: Jakie widzisz perspektywy dla zawodu introligatora?

Trudno mi przewidywać przyszłość, ponieważ nasza ścieżka nie jest oparta na innowacjach. Jako Papierniczeni nie szukamy nowinek, stawiamy raczej na powolny rozwój, zgodny z rytmem naszego życia i obserwacjami zachodzącymi w otoczeniu.

To, co obserwuję, to fakt, że miłość do papieru wcale nie gaśnie wśród ludzi, myślę więc, że ten zawód będzie wciąż potrzebny. Oczywiście charakterystyka samego zawodu nieco się zmieniła, bo zmieniło się zapotrzebowanie. Pracownie zajmujące się naprawą książek stały się rzadkością, głównie przez to, jak obecnie produkuje się książki. Większości z nich z finansowego punktu widzenia po prostu nie opłaca się naprawiać. W tej kwestii trudno przewidywać, co przyniesie przyszłość.

PK: Czy na przestrzeni dziesięciu lat Waszej działalności zauważyłaś jakieś zmiany?

Tak, w wielu aspektach sporo się zmieniło.

Zazwyczaj pierwszymi klientami marek podobnych do Papierniczonych są osoby zainteresowane projektowaniem, osoby, które obracają się w takich artystyczno-kreatywnych kręgach. Tak też było w naszym przypadku – kiedy zaczynaliśmy, naszymi głównymi odbiorcami były właśnie osoby z branży twórczej. To właśnie one jako pierwsze odkrywały naszą nowo powstałą markę.

Teraz, po dziesięciu latach na rynku, docieramy już do szerszego grona odbiorców i to są bardzo różni ludzie – trudno zunifikować te grupę. Zaopatrują się u nas zarówno osoby piszące piórem, jak i te związane ze środowiskiem projektowania graficznego, są też ludzie, którzy przychodzą głównie po to, aby kupić planer lub kalendarz.

Mógłby Pan opowiedzieć nam nieco więcej o tych początkach?

Jeszcze zanim przeniosłem się do Krakowa i otworzyłem tutaj swoją pracownie, udało mi się podjąć współpracę z dużym, możliwe, że największym, producentem szachów w Polsce. Wtedy jeszcze nie tworzyłem własnych wzorów. Rzeźbiłem szachy dla tej marki, natomiast one były wcześniej zaprojektowanymi przez kogoś wzorami, które były przeze mnie kontynuowane. Dopiero po jakimś czasie zacząłem projektować i stopniowo wprowadzać własne wzory i modele i sprzedawać te szachy które były już od początku do końca stworzone przeze mnie.

PK: Dobrze jest słyszeć, że grupa odbiorców się powiększa i zainteresowanie Waszymi produktami rośnie. To są jedynie klienci z Polski czy nie tylko?

Stacjonarnie trafiają do nas głównie osoby z Polski, choć w sezonie turystycznym pojawiają się również zagraniczni klienci. Natomiast od samego początku działalności współpracujemy z zagranicznymi sklepami, które pozwalają na zakup naszych produktów również poza granicami Polski.

PK: Wspominałaś, że część Waszych odbiorców to osoby piszące piórem. Czy pisanie piórem wymaga korzystania z papieru o konkretnych właściwościach?

Tak, wybór papieru powinien uwzględniać narzędzie, którym będziemy po nim pisać. W przypadku pióra papier powinien mieć wyważoną fakturę – nie może być ani zbyt gładki, ani zbyt szorstki. Jeśli papier jest zbyt szorstki, atrament może się w nim rozlewać, tworząc tzw. „pajączkowanie”. Z kolei zbyt gładka powierzchnia powoduje, że papier nie wchłania atramentu i może on się rozmazywać. Kluczowe jest znalezienie idealnego balansu między szorstkością a gładkością, co zapewni komfortowe pisanie.

PK: Czy klienci zazwyczaj przychodzą do Was, wiedząc dokładnie, czego szukają, czy zdarzają się również tacy, którzy nie mają pojęcia choćby o właściwościach papieru?

Zdarzają się nam klienci, którzy przychodzą z myślą, że to jest po prostu sklep szkolno-biurowy, taki typowy sklep papierniczy. Bywa wtedy, że są to bardzo krótkie wizyty, bo odwiedzający nie znajdują u nas taśmy klejącej czy kleju, ale wtedy staramy się pomóc, polecając inne sklepy w okolicy. Zdarza się jednak, że ktoś wpada do nas przypadkiem i zupełnie „zatraca się” wśród naszych zeszytów i kalendarzy, spędzając w sklepie naprawdę dużo czasu.

Jeśli widzimy, że klient nie do końca wie, czego szuka, pomagamy wybrać odpowiedni produkt, który będzie zaspokajać jego potrzeby. Często wyjaśniamy różnice między rodzajami piór i papierów oraz opowiadamy o tym, kim są Papierniczeni.

Zazwyczaj kończy się to jakimś ciekawym zakupem, który niekiedy staje się początkiem wejścia głębiej w świat papieru. Zdarzali nam się tacy klienci, którzy po zakupie w naszym sklepie stwierdzali, że kończą z cyfrowymi notatkami i wracają do korzystania z papieru i ołówka – to są momenty, kiedy czujemy, że nasza misja jest spełniona.

W naszym sklepie ludzie często znajdują również prezenty dla swoich bliskich – bo wszystkie te produkty są idealnym przedmiotem na prezent. Takim klientom często doradzamy i wspólnie z nimi szukamy odpowiednich upominków. Jeśli chodzi o zakup prezentów, dużym plusem jest na pewno fakt, że szeroki wachlarz produktów, które oferujemy, pozwala zarówno na drobny, jak i droższy –jeśli zdecydujemy się na przykład na zakup pióra – upominek. Wielu z naszych obecnych klientów poznało nas właśnie w taki sposób, że dostali któryś z naszych produktów w prezencie i ten upominek tak się spodobał, że po prostu chcieli kupić coś jeszcze – to jest dla nas naprawdę super uczucie.

PK: Wspominałaś, że na przestrzeni lat zmienił się Wasz typowy klient. Czy zauważyłaś również większe zmiany w branży?

Tak, zdecydowanie. Obserwuję coraz większe zainteresowanie materiałami, które oferujemy, co naturalnie przyczyniło się do rozwoju branży i pojawienia się większej konkurencji na rynku. Kiedy dziesięć lat temu startowaliśmy, w Polsce było niewiele takich firm – wyróżnialiśmy się czymś świeżym i nowym. W ostatnich latach dużą popularność zyskały na przykład planery i notatniki rozwojowe oparte na treściach psychologicznych, wspierających rozwój osobisty. Powstało wiele nowych marek specjalizujących się w tego rodzaju produktach. Uważam, że to naprawdę wspaniałe.

PK: Jak w takim razie czujecie się z koniecznością konkurowania o klienta?

Mamy swoje wartości i opartą na nich gamę własnych produktów, ale sprzedajemy też produkty konkurencji, więc cieszymy się z rozwoju całej branży. Dzięki temu poszerza się również oferta przedmiotów dostępnych w naszym sklepie i każdy klient może znaleźć coś dla siebie.

PK: Powiedz, jakie wartości stoją za Waszymi produktami?

Przede wszystkim w naszych produktach celebrujemy papier.

Papier jest dla nasz czymś wyjątkowym. Chcemy, aby to właśnie papier oraz jego kolor i faktura były podstawowym środkiem wyrazu w naszych produktach. Są one bardzo minimalistyczne i zazwyczaj stanowią połączenie pięknego papieru o przyjemnej w dotyku fakturze z powściągliwym, podkreślającym jego wyjątkowość projektem graficznym. Dlatego projektowane przez nas wnętrza kalendarzy i notesów mają subtelny charakter, często są niejako przezroczyste, niezwracające uwagi użytkownika. To wydaje się może nieco dziwne, kiedy słyszy się o tym po raz pierwszy, ale chcemy, żeby to notatki użytkowników naszych produktów były główną treścią przyciągającą wzrok – nie nasz projekt.

PK: Na co zwracacie uwagę przy doborze odpowiedniego papieru do Waszych produktów?

Jest dla nas bardzo ważne, z jakich materiałów korzystamy, dlatego na ich wybór poświęcamy dużo czasu i uwagi.

Dobór odpowiedniego papieru to dla nas kluczowy etap procesu. Kierujemy się zarówno względami estetycznymi, jak i zmysłowymi odczuciami. Jak wspominałam, papier, którego używamy, musi mieć przyjemną w dotyku fakturę.

Korzystamy jedynie z wysokiej jakości papieru i wybieramy tylko te posiadające certyfikaty, takie jak certyfikat FSC. To daje nam pewność, że surowiec został pozyskany z dobrze zarządzanych lasów. Kluczową kwestią jest też fakt, że nie powlekamy papieru folią, jak robi to większość producentów artykułów papierniczych. Sprawia to, że okładki naszych produktów zachowują przyjemną w dotyku, lekką chropowatość, lecz takie rozwiązanie jest również bardziej przyjazne dla środowiska. Trzeba wspomnieć, że to oznacza również, że okładka takiego produktu będzie zbierała ślady jego użytkowania – może bardziej się brudzić i nie da się tych naleciałości wytrzeć szmatką. Dla nas jest to jednak coś, co dodaje przedmiotowi charakteru i sprawia, że staje się jeszcze bardziej wyjątkowy.

Jeśli klient szuka koniecznie „pancernego kalendarza”, który nie będzie mieć takich właściwości, to proponujemy właśnie produkty z oferty innych producentów, które są dostępne w naszym sklepie.

PK: Czy macie jakieś motto, którym się kierujecie?

Jesteśmy Papierniczeni! [śmiech]

PK: Mając w pamięci doświadczenia, które zdobyliście przez dziesięć lat istnienia Papierniczonych, co możesz poradzić osobom chcącym zmienić swoją pasję w karierę?

Myślę, że każdy stoi przed innymi wyzwaniami, ale pamiętam, że nam bardzo pomogło „zaprzyjaźnienie się” z procedurami. Dobre uporządkowanie firmy i policzenie, ile to wszystko kosztuje. To  dość pragmatyczne podejście, ale dla nas to naprawdę był taki największy „game changer”.

PK: Na koniec naszej rozmowy chciałabym zapytać, dlaczego według Was warto wybierać produkty rzemieślnicze?

Według nas to jest wyjątkowe uczucie, kiedy trzyma się w rękach produkt, który powstał jako efekt pracy innych rąk – szczególnie, jeśli klient miał okazję poznać osobę, która taki produkt wytworzyła, lub zobaczyć fragment tego procesu. W naszym przypadku produkty powstają w pracowni, którą dzieli jedynie ściana od przestrzeni odwiedzanej przez klientów. Często o tym informujemy i czujemy, że tworzy to wyjątkową więź pomiędzy nami, twórcami, a klientami, którzy kupują nasze produkty.